Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?

(I rocznica śmierci o. M. Zienkiewicza 1959-2020)

Kazanie – o. Ignacy Kosmana

Czytania:        Mdr 7, 7-11;

Hbr 4, 12-13; Mk 10, 17-27

Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Takie pytanie zadał Jezusowi ewangeliczny młodzieniec. Ale nie tylko on. Podobne pytanie zadał Jezusowi zaraz po zdaniu egzaminu maturalnego Marek Zienkiewicz – młodzieniec spod Radzynia, urodzony w Ulanie, absolwent Technikum Mechanicznego. Jezus udzielił mu podobnej odpowiedzi. „Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”. Młodzieniec Marek przestrzegł tego wszystkiego od dzieciństwa. „Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!»”.

W przeciwieństwie do bezimiennego młodzieńca z Ewangelii św. Marka, nasz młodzieniec – nota bene Marek  – nie spochmurniał, bo nie miał w istocie wielu posiadłości; nie był bogaty w dobra ziemskie. Miał jednak inny skarb – mądrość Bożą. Modlił się o nią i została mu dana, przyzywał ją – i przyszła do niego. „Mądrość – skarb najcenniejszy”. Cenniejsza od berła i tronu. Cenniejsza od drogich kamieni i złota. Złoty kruszec przy niej to ledwie pył, garść prochu. Marek – młodzieniec spod Radzynia Podlaskiego – umiłował ją nad zdrowie, sławę i piękno. Dzięki mądrości zyskał wszystkie dobra i niezliczone bogactwa duchowe.

Słowo Pana jest żywe i nie zawodzi. Słowo Pana jest wierne i skuteczne – zdolne przeniknąć człowieka do głębi duszy i szpiku kości. Młodzieniec Marek nie odszedł, lecz poszedł za tym Słowem.

Było to 25 czerwca 1980 roku. Wtedy podjął decyzję. Dnia 31 sierpnia tegoż samego roku rozpoczął nowicjat w klasztorze Prowincji Matki Bożej Niepokalanej Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych w Smardzewicach pod kierunkiem o. Mariusza Paczóskiego. Tam też 1 września 1981 roku złożył pierwszą profesję zakonną, „świadom – jak napisał – obowiązków wypływających ze ślubów zakonnych”. Przez kolejne sześć lat studiował filozofię i teologię w Wyższym Seminarium Duchownym OO. Franciszkanów w Łodzi-Łagiewnikach. Dal się poznać jako dobry, cichy, spokojny, a nawet nieśmiały – brat Marek. Śluby wieczyste złożył w uroczystość św. Franciszka z Asyżu, 4 października 1985 roku, na ręce o. Mariusza Paczóskiego, prowincjała.

Rok później przyjął święcenia diakonatu, odpowiadając w ten sposób na postawione przed laty pytanie i deklarując pragnienie, że chce „być pomocą dla ludzi oczekujących na Chrystusa” – oczekujących na Słowo. Tak uzasadnił swoją prośbę z 1986 roku, prosząc o święcenie diakonatu. Następnie, w kolejnym roku, kierowany pragnieniem służby Bogu i pomocy ludziom „w nawiązywaniu łączności z Tym, który tak bardzo człowieka umiłował”, jak sformułował to w podaniu z kwietnia 1987 roku, prosząc o łaskę święceń prezbiteria tu. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk ordynariusza łódzkiego, biskupa Władysława Ziółka, w dniu 30 maja 1987 roku.

Ojciec Marek był zakonnikiem i kapłanem, a nadto – człowiekiem! – cichym, spokojnym, sprawiedliwym. Stąd też nie może dziwić, że pierwszym klasztorem, w którym przyszło mu pracować był Kalisz – miejsce szczególnie umiłowane przez św. Józefa – sprawiedliwego i małomównego męża Maryi, wręcz milczącego na kartach Ewangelii. Ale za tym milczeniem krył się człowiek odpowiedzialny, troskliwy: subtelny mężczyzna.

Ojciec Marek posiadał podobne cechy charakteru. To był ciepły człowiek – i nie waham się powiedzieć: święty. Dlatego też już po dwóch latach posługiwania Słowu Bożemu został przeniesiony do Niepokalanowa. Powierzono mu odpowiedzialną funkcję mistrza junioratu braci zakonnych w Niepokalanowie; funkcję tę pełnił dwukrotnie, w latach 1989-1992.  Takiej funkcji nie powierza się osobie przypadkowej.

Młodzieńcowi Markowi powierzano kolejne funkcje wychowawcze: dnia 13 lipca 1992 roku został powołany do prowincjalnej Komisji ds. Formacji, Wychowania i Nauki oraz Komisji Dzieła Powołań Kapłańskich i Zakonnych, której przewodniczył od września 1996 roku. Wkrótce – 4 grudnia tego samego roku – został powołany na członka Komisji Prowincjalnej ds. Formacji, Wychowania i Nauki. Następnie (w 1997 roku) został powołany do Podkomisji ds. formacji i duchowości Niepokalanowa. Tego samego roku w listopadzie otrzymał nominację na Asystenta Prowincjalnego Młodzieży Franciszkańskiej.

Jaki był powód, że niespełna czterdziestoletniemu kapłanowi władze zakonne powierzały tak odpowiedzialne funkcje?

Powodem rozstrzygającym była jego cichość, ciepło, świętość, którymi się odznaczał i poprzez które kształtował powierzoną mu młodzież zakonną – owych młodzieńców, którzy przychodzili ze świat i pytali o. Marka: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?

I można by zapytać za słuchaczami z Nazaretu: Skąd u niego ta mądrość? Czyż nie jest On synem Józefa, rolnika z Podlasia? Czy jego matce nie jest na imię Leokadia? Czyż nie znamy jego rodzeństwa? Wszyscy to przecież zwyczajni ludzie…, chociaż i niezwyczajni, wszak rodzony brat o. Marka – o. Franciszek – także służy Bogu w zakonie OO. Bernardynów.

Ten zwyczajny i niezwyczajny młodzieniec z Podlasia zaskarbił sobie życzliwość i szacunek wszystkich – współbraci zakonnych, parafian, młodzieży. Toteż nie dziwiło nikogo, kiedy kolejne kapituły prowincjalne powierzały małomównemu, lecz uśmiechniętemu Ojcu Markowi, trzy razy funkcję gwardiana klasztoru w Skarżysku-Kamiennej, zaś biskup radomski Jan Chrapek mianował go proboszczem miejscowej Parafii p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP.

Kimże to nasz o. Marek nie był? Kustoszem kapitulnym, delegatem na kapitułę generalną, członkiem prowincjalnej Komisji ds. Budowlanych i Gospodarczych. W istocie posiadał talenty budowlane: budował najpierw świątynie Ducha Świętego w ludzkich sercach, znał się też na budowlach murowanych. Ten cichy i pokornego serca zakonnik i kapłan, jak Jego Mistrz z Ewangelii, czynił nasze serca według Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Maryi.

Ojciec Marek cieszył się dużym zaufaniem, toteż powierzano mu kolejne funkcje na służbie gwardiańskiej – dwukrotnie w klasztorze w Smardzewicach, gdzie biskup radomski Henryk Tomasik powierzył jego opiece duszpasterskiej parafię św. Anny, a w której to parafii o. Marek wytrwale i z wielką troską dbał o klasztor i kościół oraz w dużej mierze przyczynił się do uświetnienia obchodów 400-lecia objawień Świętej Anny, poddając renowacji świątynię oraz obraz św. Anny wraz z ołtarzem.

Po Smardzewicach kapituła prowincjalna powierzyła pieczy o. Marka miejsce szczególne – kolebkę jego formacji duchowej: klasztor w Łodzi-Łagiewnikach. Metropolita Łódzki abp Grzegorz Ryś powierzył mu urząd proboszcza miejscowej parafii pod wezwaniem Świętego Antoniego Padewskiego i Świętego Jana Chrzciciela. Ojciec Marek od swego przyjścia do klasztoru, sanktuarium i parafii w Łodzi-Łagiewnikach ze swoją charakterystyczną cichością charakteru, ale stanowczo prowadził swoich współbraci, parafian i pielgrzymów do Pana, nieustannie zabiegając o to, by wszyscy, którzy pragną zbawienia, gotowi byli pójść za głosem Jezusa – sprzedali wszystko, co mają, i rozdali ubogim, żeby zyskać skarb w niebie.

Wielu z nas także w tym miejscu spochmurnieje…

Ojciec Marek oddal wszystko, co miał najcenniejszego – własne życie.

W Łodzi-Łagiewnikach żywot zakonny o. Marka zatoczył koło. Zapamiętali go wszyscy jako cichego i wytrwałego kapłana Chrystusowego. Wszędzie gdzie pracował, pozostawiał po sobie wiele dobra duchowego i materialnego. Pozostawił wiele ciepła, uśmiechu i milczenia, które – szczególnie w obecnych czasach – jest złotem, którego tak bardzo nam brakuje w życiu rodzinnym, społecznym.

Urodzony 10 września 1959 roku odszedł do Pana po nagrodę. Po skarb w niebie. Zgłosił się po ów skarb wieczorem 13 października 2020 roku, w łódzkim szpitalu…

Zmarł na skutek zarażenia wirusem Covid-19. Miał zaledwie 61 lat, w tym 40 lat przeżył w zakonie. Dwie trzecie swego życia oddał Panu. To była jego cena za skarb w niebie. Liczba zaś lat jego kapłaństwa równa była liczbie lat życia Jezusa na ziemi – 33. To nie przypadek. To znak. Odpowiedź i obietnica Jezusa dana innemu jeszcze młodzieńcowi: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23, 43).

Łatwo jest doprawdy ubogiemu wejść do królestwa Bożego, nic go bowiem na ziemi nie trzyma, w żadnym dostatku nie pokłada nadziei. Przechodzi przez bramę życia bez przeciskania się, nic nie tarasuje mu przejścia do nieba – żadne bagaże: kufry, skrzynie, walizy.

Do nieba idzie się z pustymi rękoma: bez laski podróżnej i torby, bez prowiantu i pieniędzy. Trumna nie ma kieszeni.

Parafrazując nieco słowa Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, można powiedzieć, że o. Marek głosił bez słów – własną postawą „mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata […], lecz tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej” (1 Kor 2, 6-7): tę, której nie pojął bogaty młodzieniec z Ewangelii św. Marka. Ojciec Zienkiewicz ukazywał swoim życiem „to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (1 Kor 2, 9); ukazywał wielkie rzeczy, które Bóg przygotował miłującym Go młodzieńcom.

Dziękujmy naszemu Bratu – franciszkańskiemu młodzieńcowi, którego życie było kolejną zwrotką Pieśni Słonecznej św. Ojca naszego Franciszka:

Pochwalony bądź, Panie nasz, przez naszą siostrę śmierć cielesną,

której żaden człowiek żywy uniknąć nie może.

Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych;

Błogosławieni ci, których [śmierć] zastanie w Twej najświętszej woli,

albowiem śmierć druga nie wyrządzi im krzywdy.

Chwalmy i błogosławmy naszego Pana,

i dziękujmy Mu za brata naszego Marka,

i służmy Bogu i bliźnim jak on –

z wielką pokorą.

Amen.

Minister Generalny

Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych

 

Prot. nr 0687/21

Rzym, 09 sierpnia 2021

 

List na upamiętnienie obchodów

osiemdziesiątej rocznicy śmierci Świętego Maksymiliana M. Kolbego

oraz pięćdziesięciolecia jego beatyfikacji

 

 

Do wszystkich Współbraci w Zakonie

Do wszystkich Pielgrzymów

Bóg jest miłością:

Kto trwa w miłości, trwa w Bogu,

a Bóg trwa w nim (1 J 4,16)

 

Najdrożsi,

Okazje osiemdziesiątej rocznicy śmierci Świętego Maksymiliana Marii Kolbego oraz pięćdziesięciolecia jego beatyfikacji, stwarzają sposobność do refleksji w świetle jego dziedzictwa duchowego naznaczonego miłością. Uwięzienie w obozie zagłady w Auschwitz, uwieńczone śmiercią w bunkrze głodowym, odsłania przed nami niedorzeczny argument historyczny, który ukazuje kronika nieustannego podążania drogą świętości i miłości.

Mrok celi, rozświetlony modlitewnym świadectwem Świętego Maksymiliana i wypowiadane przez niego słowa pocieszenia kierowane do towarzyszy więziennej niedoli, stanowią symboliczne miejsce niedorzeczności człowieka, ołtarz, na którym godność ludzka i kapłańska franciszkańskiego zakonnika zostają wyniesione, aby oświecać „ten trudny świat”, jak stwierdził Jan Paweł II.

 

Droga miłości

Bezgraniczna miłość jest cechą jasno wyróżniającą życie naszego Świętego Męczennika.

Przede wszystkim była to miłość do Matki Bożej, która wypełniała serce małego „Rajmunda” – jeszcze dziecka – i która w wieku młodzieńczym przywiodła go do przywdziania franciszkańskiego habitu. Ona inspirowała zapał podczas formacji i studiów. Dodawała zdolności, dzięki którym – pomimo młodego wieku – potrafił oceniać wydarzenia tego szczególnego zbiegu okoliczności historycznych. Ponadto miłość do braterskiej wspólnoty zakonnej, decyzja by w sposób autentyczny być kapłanem katolickim. Wreszcie miłość do wszystkich ludzi, poświadczona przez jego niezmordowany trud ewangelizacji i zaangażowania w kształtowanie prawego sumienia ludzi jego czasów. Wszystko po to, by poprzez zapał misyjny i pełną męczeńskiej  miłości ofiarę osiągnąć zaoferowany Kościołowi i światu ”dar” „oddania się Maryi Niepokalanej”.

Wszystko to nie jest dziełem samej woli ludzkiej,  jest drogą życia cnotliwego,  które zaświadcza o doświadczeniu miłości Bożej jako podstawowej motywacji życia Świętego Męczennika.

 

Obecność profetyczna

Głębia miłości, z którą Święty Maksymilian oddał swoje istnienie Niepokalanej – by „do Niej się upodobnić” – oraz stałe poświęcenie się na służbę braciom, na sposób profetyczny ukierunkowują na sens naszego życia.

Klucz do odczytania tego proroctwa nie zależy od naszego życia w cnocie, gdyż byśmy ryzykowali stwierdzeniem, że nie jesteśmy do tego zdolni, ale by „miłować”, być ludźmi wierzącymi pełnymi miłości do drugich. Oto droga na nasze dni: dawać samych siebie, zatracając się w hojności jako ofiara złożona i miła Bogu.

Obecność profetyczna Boga, doświadczana przez Świętego Maksymiliana, nie jest niczym innym jak obecnością Miłości Boga uczynioną historią zbawienia dla ludzi jego czasów.

Jak pisze Papież Franciszek „[…] historia pokazuje, że lubi się powtarzać. Rozpalają się odwieczne konflikty, które uznawano już za przezwyciężone. Odradzają się zamknięte, ostre, gniewne i agresywne nacjonalizmy […]. Dobra, podobnie jak miłości, sprawiedliwości i solidarności nie osiąga się raz na zawsze; trzeba je zdobywać każdego dnia” (Fratelli tutti, 11).

Oto proroctwo: w świecie pilotowanym przez różne systemy egoistycznych interesów i nieludzkich reżimów – żyć miłością i świadczyć o miłości, oddaniu się na służbę drugiemu, godności i trosce o zbawienie innych.

 

Nowe Stworzenia w rękach Pierwszej odkupionej

Może nigdy nie zdołamy dokonać w nas samych całkowitego aktu poświęcenia się Niepokalanej, jak to uczynił nasz Święty. W wielu miejscach słusznie podkreślano, że w jego przypadku nie był to zwykły akt pobożności. Osobiście ochotnie rozważam jego całkowite poświęcenie się Niepokalanej jako najwznioślejszą z pobożności: w całkowitym wyzbyciu się siebie, egzystencjalną, kształtującą nasze życie z Bogiem, za wzorem Niepokalanej, która całkowicie pozwoliła przeniknąć się działaniu Ducha Świętego.

Chodzi przeto po prostu nie o to, by być altruistami w tym „trudnym świecie”, lecz o to, by być nowym stworzeniem.

W Pierwszej odkupionej Istocie w obliczu zasług Jej Syna, w Maryi Niepokalanej, także my sami możemy stać się nowym stworzeniem, odnawiając naszą chrzcielną konsekrację. To jest chrześcijański sposób na zaoferowanie nowości życia naszemu światu: odnawiać się osobiście, aby rodzić świat nowy.

Ojciec Kolbe naucza nas, byśmy nie bali się marzyć, ponieważ razem z Niepokalaną można czynić wielkie rzeczy.

 

 

Zakończenie i pozdrowienie

 

            Kończąc ten list, pragnę z nadzieją i z ufnością spoglądać na dar świętości, który Bóg wzbudził w Swoim słudze Świętym Maksymilianie.

Przede wszystkim jednak zwracam się do tych, którzy – a jest ich wielu – wzywają go i ufnie oraz za jego przykładem, poświęcają się Maryi Niepokalanej, aby pozwolili się włączyć w odnowione zaangażowanie dawania świadectwa miłości Boga do ludzi.

Święty Ireneusz z Lyonu stwierdza, że „chwałą Boga jest człowiek żyjący”. W tej wizji wielkości człowieczeństwa wobec Boga możemy dostrzec jak wielce działanie miłości jest drogą do godności dla braci i sióstr każdego czasu. Jest to droga, która nam pozwala być narzędziami Boga w ręku Niepokalanej, aby dla siebie samych umierać i zmartwychwstawać do nowego życia. Ofiara naszego życia staje się zatem najwyższym aktem, przez który naprawdę budujemy cywilizację Miłości.

Pozdrawiam wszystkich Współbraci Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych i wszystkie inne osoby, które odbyły pielgrzymkę w celu świętowania tej wymownej rocznicy.

Życzę wszelkiego Dobra w Panu! Błogosławieństwo Boga i wstawiennictwo Serafickiego Ojca Świętego Franciszka niech będą z Wami wszystkimi.

 

Fra Carlos A. Trovarelli

    Minister Generalny

 

 

 

 

[Przekład z języka włoskiego: o. Zbigniew Kopeć, OFMConv]

Postać o. Augustyna Pamfila może być wzorem dla współczesnych duszpasterzy młodzieży w pełnieniu ich obowiązków. Zasługuje również na szacunek jako wychowawca zakonnej młodzieży. Mimo bardzo młodego wieku był kapłanem dojrzałym w podejściu do swojej misji. Zmarł niespodziewanie w wyniku powikłań po grypie.

O. Augustyn Pamfil urodził się w 30 listopada 1919 roku w Mławie. Był synem Franciszka i Antoniny Pamfilów. Na chrzcie otrzymał imię Bolesław. Pochodził z licznej rodziny, która liczyła piętnaście dzieci. Wiele jego rodzeństwa pomarło już w młodości. Była to uboga rodzina. Utrzymywała się z pracy własnych rąk. Starsza siostra wypiekała pączki, które później były sprzedawane przez nią w sklepiku. Młodsza zajęła się pracą jako krawcowa. Natomiast starszy brat Stanisław był kasjerem na stacji kolejowej w Mławie. To właśnie najbardziej wspierał finansowo rodziców, jak również swoje rodzeństwo, pomimo tego, że już miał swoją rodzinę.

Nauką szła Bolesławowi bardzo dobrze już w szkole powszechnej. Uchodził za zdolnego młodzieńca. Był bardzo pomocny w gospodarstwie domowym i był prawą ręką swojej matki. Wykształcenie średnie zdobył w Mławie, gdzie ukończył gimnazjum. Po skończonej szkole wstąpił do Zakonu OO. Franciszkanów.

Dnia 28 sierpnia 1937 roku został obłóczony i rozpoczął nowicjat pod kierunkiem o. Jerzego Wierdaka. Otrzymał zakonne imię Augustyn. Po roku nowicjatu w Niepokalanowie dnia 29 sierpnia 1938 roku złożył pierwsze śluby zakonne. Następnie wyjechał do Lwowa, aby rozpocząć studia filozoficzne. 

Dnia 1 września 1939 roku rozpoczęła się II wojna światowa. W tych czasach Lwów znalazł się na terenie zajętym przez ZSRR. Klasztor został zmuszony sytuacją polityczną, aby zorganizować tajne studia filozofii dla kleryków. Z czasem także otwarto studia teologiczne. W tym czasie budynek klasztoru chciały zająć wojska bolszewickie. Większość kleryków opuściła to miejsce, lecz o. Augustyn i inni nieliczni klerycy pozostali kontynuując tajnie swoje studia.  Dnia 23 kwietnia 1941 roku wraz z resztą kleryków przyjmuje tonsurę i niższe święcenia. Dnia 2 sierpnia 1942 roku o. Pamfil złożył profesję solemną. Również w przyśpieszonym tempie dnia 30 sierpnia 1942 roku z rąk bp Eugeniusza Baziaka, sufragan lwowskiego, otrzymuje święcenia kapłańskie. Dnia 22 grudnia 1942 roku wyjechał na prymicję do domu rodzinnego. Na wakacje po prymicji wraz z o. Bronisławem Małasiewiczem udał się do Łomny z polecenia przełożonego komisariatu we Lwowie. Dnia 24 lipca 1943 roku razem z dwoma innymi neoprezbiterami zdaję egzamin jurysdykcyjny przed delegatem biskupim i otrzymuje władzę spowiadania.

Od przełożonych dnia 10 grudnia 1943 roku otrzymał obediencję do Niepokalanowa. W tym miejscu dostał obowiązek zakrystiana większego. Na początku swojej posługi nie był raczej nikomu znany, ale szybko pokazał się jako wybitny spowiednik. Do spowiedzi przychodzili do niego nie tylko w trakcie nabożeństw niedzielnych, ale także w tygodniu. Licznie spowiadało się u niego wielu z braci zakonnych jak i osób świeckich. O. Augustyn był świadomy tego daru słuchania spowiedzi, który otrzymał od Boga i dlatego chętnie służył nim wszystkim ludziom. Był ceniony nie tylko jako spowiednik ale także jako znakomity kaznodzieja. Wygłaszał je często w trakcie odpustów i rekolekcji. Wielu księży proboszczów mówiło o nim z uznaniem i dopominali się o niego. 

W 1945 roku otrzymał również funkcję katechety szkoły średniej w Niepokalanowie. Na kazaniach do młodzieży oraz w konfesjonale wykazywał wiele gorliwości. O. Augustyn uczył także religii w gimnazjum w Niepokalanowie. Prowadził tam też koło MI wśród młodzieży gimnazjalnej. W tym samym czasie objął także stanowisko magistra kleryków-profesów w Niepokalanowie. Jak wychowawca potrafił dobrze wpłynąć na swoich wychowanków. W wyjątkowych chwilach gdzie sytuacja wymagała surowości, zamiast niej potrafił zastąpić ją modlitwą, poświęceniem, ofiarą i cierpieniem. Często wykazywał wyrozumiałość co różnych wad i błędów swoich podopiecznych. Ze względu na te podwójne obowiązki nie miał już tyle czasu aby spowiadać, dlatego spowiadał, kiedy tylko była na okazja i pozwalał na to mu czas.

Zmarł w nieoczekiwanych okolicznościach. Powodem jego śmierci była złośliwa grypa, co spowodowało, że umarł na serce. Właśnie ta cichość i pokora najbardziej odznaczała się w jego życiu. Jak żył cicho tak samo cicho odszedł z tego świata. Było to dnia 10 marca 1947 roku. Trumna z ciałem została przewieziona dnia 15 marca 1947 roku do Mławy. Msza święta pogrzebowa odbyła się następnego dnia w Mławie, a celebrował ją o. Hadrian Leduchowski, komisarz prowincji warszawskiej. Eksportacja ciała na cmentarz była przeprowadzona o godz. 16.30 przy bardzo licznym udziale ludzi. Spoczął na cmentarzu w Mławie w rodzinnym grobie.

O. Augustyn Pamfil pozostanie w pamięci jakom kapłan poświęcający się swojemu powołaniu. Był cenionym spowiednikiem i wychowawcą młodzieży. Mimo młodego wieku pozostawił po sobie wzór tych cech jakie powinien mieć wychowawca młodzieży zakonnej. Na taką wewnętrzną postawę mógł sobie zasłużyć przez pracę i wyrzeczenie się siebie.

Bibliografia: Franciszkanie zmarli w XX wieku, t. 3, red. W.H. Gral, Gdynia 2002, s. 90-91; C. Kudyba, Wspomnienia z pogrzebu śp. o. Augustyna, Echo Niepokalanowa 23.03.1947, bs; R. Kwiatkowski, Przygotowanie do kapłaństwa kleryków franciszkańskich w czasie II wojny światowej, Lignum Vitae 19 (2018) 145-146; Kronika klasztoru Franciszkanów we Lwowie (1939-1946), red. Z. Gogola, J. Małocha, A. Oleksiak, Kraków 2008, s. 13; AIF, sygn. 528, Teczka personalna o. Augustyna Pamfila, Życiorys, bs.